Wstawiam zdjęcia artykułu z "Głos Wybrzeża" 14.09.1985 r.
autor: Mirosław Dymczak
Niestety nie opatrzę go żadnym komentarzem, gdyż braknie na to czasu.
-> Czyli tryb udostępnianie co mam, z poszukiwań materiałów do licencjatu.
KociKram
czwartek, 12 czerwca 2014
poniedziałek, 9 czerwca 2014
Proso
Człowiek codziennie się dowiaduje jakim jest ignorantem. Tym razem przygoda ze zbożem zwanym proso. Pewnego słonecznego dnia wybrałam się na zakupy na rynek... Stragan z ziarnami, a na nim sprzedają proso po całkiem fajnej cenie kilku złotych na kg. To co robi miastowy, który tyle słyszał o prosie na zajęciach Zarys Pradziejów... Ba! Kupuję!
Kupiłam aż kilogram.
Co się okazuje gdy próbuję znaleźć przepisy - wszystko jest o kaszy jaglanej (tutaj się dowiaduje jako ignorant, że kasza jaglana jest robiona z prosa... wiedzieliście o tym?).
Co z prosem? No nic, gotuję i zobaczę co wyjdzie. Z godzinę tak gotowałam na kuchence gazowej i wciąż twardawe. Po półtorej stwierdziłam że wystarczy. Smakiem się szczególnie nie wyróżniało... Problem łuski. Przeszkadzają i wchodzą w zęby. Ziarno jest chrupiące. Jak kasza jaglana jest bardzo smaczna tak samo proso jest dziwne. Nie polecam.
Teraz kolejne rozkminy miastowego ignoranta. Jak powstaje dziś kasza? Obłuskanie ... Jak?
Edytuję troszkę posta bo już wiem ci i jak z tym prosem i kaszą ;)
1. Zbiór zboża, jak kombajn zbiera to od razu je młóci czyli oddziela ziarno od łodygi.
Przed kombajnem ziarno oddzielano w młocarni.
Wcześniej wiadomo cep.
2. Jak oddzielić ziarno od łupinki?
Przy prosie, lucernie i koniczynie ziarna oddziela bukownik.
Wcześniej młyn.
Znów edytuję bo się obczytuję ciągle.
W X wieku obłuskiwano w stępach. :>
Mój kilogram kaszy w takim razie odnalazł swój dalszy los...
Kupiłam aż kilogram.
Co się okazuje gdy próbuję znaleźć przepisy - wszystko jest o kaszy jaglanej (tutaj się dowiaduje jako ignorant, że kasza jaglana jest robiona z prosa... wiedzieliście o tym?).
Co z prosem? No nic, gotuję i zobaczę co wyjdzie. Z godzinę tak gotowałam na kuchence gazowej i wciąż twardawe. Po półtorej stwierdziłam że wystarczy. Smakiem się szczególnie nie wyróżniało... Problem łuski. Przeszkadzają i wchodzą w zęby. Ziarno jest chrupiące. Jak kasza jaglana jest bardzo smaczna tak samo proso jest dziwne. Nie polecam.
Teraz kolejne rozkminy miastowego ignoranta. Jak powstaje dziś kasza? Obłuskanie ... Jak?
Edytuję troszkę posta bo już wiem ci i jak z tym prosem i kaszą ;)
1. Zbiór zboża, jak kombajn zbiera to od razu je młóci czyli oddziela ziarno od łodygi.
Przed kombajnem ziarno oddzielano w młocarni.
Wcześniej wiadomo cep.
2. Jak oddzielić ziarno od łupinki?
Przy prosie, lucernie i koniczynie ziarna oddziela bukownik.
Wcześniej młyn.
Znów edytuję bo się obczytuję ciągle.
W X wieku obłuskiwano w stępach. :>
Mój kilogram kaszy w takim razie odnalazł swój dalszy los...
niedziela, 25 maja 2014
Obiad vege tani nr. 1
czas przygotowania 20 min
Kotlety sojowe z kaszą i ogórkiem małosolnym
składniki na jedną porcję
Kasza gryczana ( ja jakże inaczej!)
pół opakowania kotletów sojowych minutki ( ja miałam Sante z Piotr i Paweł za 2,70 zł)
troszku kaszy kukurydzianej
ogórek małosolny a nawet dwa
troszku oleju
kasza
pomidory na posypkę xD
pieprz
sól
przygotowanie
Nastawić kaszę, wszyscy wiedzą jak ;D
Kotlety sojowe zanurzyć we wrzątku z łyżką oleju i szczyptą soli i pieprzu ( według upodobań). Namaczać około 5 minut aż kotlety nasiąkną. W tym czasie przygotować się do panierki. Nasypać na jeden talerz kaszy kukurydzianej, na drugi nalać troszkę oleju. Odsączyć kotlety. Nastawić patelnię. Dobry moment na ich doprawienie. Panierować najpierw w oleju (ale to można pominąć ja tak przez przypadek zrobiłam i jakoś mi wyszły potem kaszy kukurydzianej. Nakładać od razu na rozgrzaną patelnię, smażyć do zarumienienia.
Omnomnomnomnom
T akie to było dziś spontaniczne szybkie jedzonko po pracy. Toczę się jak po 3 daniach. Do obiadu wypiłam piwko Fortunę Wiśniową ;). Takie szczęście!
Nie dość, że się najadłam dostarczyłam mojemu ciałku takich składników:
Z kaszy kukurydzianej troszkę:
- witaminy B1
- witaminy PP
- witaminy E
- beta - karoten
Z kasz gryczanej:
- dużo białka i węglowodanów
- znów witamina B1, i wit PP
- wapń
- żelazo
- fosfor
- potas
- magnez
Ogórki małosolne:
- witamina C
- wit B6
- wit. B12
- potas
- wapń
- cynk
- żelazo
- magnez
- potas
- beta karoten
soja:
- dużo białka
- wapń
- wit. B 12
- wit. D
- wit. B2
soja:
- dużo białka
- wapń
- wit. B 12
- wit. D
- wit. B2
Olej rzepakowy dostarczył mi przede wszystkim kwasu omega 3 . ;D
środa, 7 maja 2014
Łoj da dana, łoj da dana, łoj da dana dana, cha, cha!
Już wiem gdzie jest moje miejsce na ziemi. Nigdzie tak dobrze czas nie płynie, jak w Biskupinie. Wróciłam do swoich starych kątów - byłam tam na praktykach i wykopaliskach archeologicznych w zeszłe wakacje. Przez całą zimę coś mnie tam ciągnęło. W końcu nadszedł ten dzień. Powód rzucenia w kąt pracy i studiów był jak najbardziej uzasadniony : WARSZTATY ŚPIEWU BIAŁEGO. Pierwszy raz o tym śpiewie, a może raczej śpiew, usłyszałam z ust Pani Kierownik Magdy.. Mój talent do śpiewu jest zerowy ale tym razem nie ma opcji też tak chcę! Nooo i poszło... Na początku kwietnia informacja na stronie Biskupina o warsztatach 2014. Wiem, chcę jechać, muszę jechać, ale jak to wykombinować? Nie wiedziałam do końca. Podjęłyśmy z Tesią szybką decyzję - jedziemy choćby się paliło i waliło.
Stanęłam na głowie, żeby tam pojechać i nie mam wątpliwości było warto jak mogło tylko być.
Dojazd:
Mega, mega fantastyczny! Pociąg Express InterCity Gdańsk - Bydgoszcz 20 zł studencki i w godzinę i trzydzieści minut byliśmy na miejscu. Potem zamiast standardowo jechać PKS -em to podróż z Blablacarem. Dojazd pod sam rezerwat, nie mogło być lepiej.
I warsztaty:
Pierwszy dzień bardzo, bardzo trudny dla mnie. Uczyłam się pracować przeponą, próbować nie fałszować i walka z tym jak to ugryźć, żeby mi w końcu wyszło. Jak odciążyć biedną krtań? Za nic nie mogłam zrozumieć jak to działa. Następnego dnia już się lepiej znaliśmy, dystans pomiędzy krzesełkami się zmniejszył. Wieczorkiem było słychać jak każdy sobie pod nosem coś śpiewał. Trzeciego dnia coś drgnęło w mojej piersi - pierwszy krok do tego żeby śpiewać jak trzeba. A tu chodzi o to żeby było głośno i czysto. Nauczyliśmy się głównie piosenek pałuckich, ale także kilku białoruskich. W pałuckich charakterystyczne są refreny oj dana dana, łoj dana da itd. ;) Tak niesamowicie wchodzą w ucho!
Już mówię jak wesołe były wieczory. Do śpiewu nasza prowadząca Kasia Radivilova przygrywała na wszelakich instrumentach: dudy, flet, skrzypce, gęśle. Aż miło pomyśleć jakie instrumenty ma w domu na Białorusi.
Jednego razu zrobiła nam niespodziankę i uczyła Białoruskich tańców. Nie pamiętam kiedy się tak dobrze bawiłam, a przy okazji tylu rzeczy nauczyłam.
Na zakończenie warsztatów dwa spontaniczne koncerty. Jeden dla przybłąkanych dzieciaczków, drugi już z resztką uczestników na otwarcie nowej wystawy czasowej w Biskupinie. I sesja zdjęciowa dla naszych fanów w plenerze ze śpiewem na ustach ;).
Wykluło się tyle pomysłów podczas trwania warsztatów, że aż głowa pęka. Pora założyć śpiewniki, żeby nam nic nie wyleciało z głowy. Śpiewać, śpiewać, śpiewać. Nauczyć się innych regionalnych piosenek. Śpiewać, śpiewać, śpiewać. Może by tak zabawy do muzyki przy ognisku? Śpiewać, śpiewać, śpiewać.
Tyle energii w jednym miejscu się dostało, że ciężko opisać. Inne pomysły nie śpiewające też chodzą po głowie, jak je zrealizuję będę pisać.
PS.
Tutaj piosenka której się nauczyliśmy "po godzinach":
Grupa Drewno - Pada deszczyk
Stanęłam na głowie, żeby tam pojechać i nie mam wątpliwości było warto jak mogło tylko być.
Dojazd:
Mega, mega fantastyczny! Pociąg Express InterCity Gdańsk - Bydgoszcz 20 zł studencki i w godzinę i trzydzieści minut byliśmy na miejscu. Potem zamiast standardowo jechać PKS -em to podróż z Blablacarem. Dojazd pod sam rezerwat, nie mogło być lepiej.
I warsztaty:
Pierwszy dzień bardzo, bardzo trudny dla mnie. Uczyłam się pracować przeponą, próbować nie fałszować i walka z tym jak to ugryźć, żeby mi w końcu wyszło. Jak odciążyć biedną krtań? Za nic nie mogłam zrozumieć jak to działa. Następnego dnia już się lepiej znaliśmy, dystans pomiędzy krzesełkami się zmniejszył. Wieczorkiem było słychać jak każdy sobie pod nosem coś śpiewał. Trzeciego dnia coś drgnęło w mojej piersi - pierwszy krok do tego żeby śpiewać jak trzeba. A tu chodzi o to żeby było głośno i czysto. Nauczyliśmy się głównie piosenek pałuckich, ale także kilku białoruskich. W pałuckich charakterystyczne są refreny oj dana dana, łoj dana da itd. ;) Tak niesamowicie wchodzą w ucho!
Już mówię jak wesołe były wieczory. Do śpiewu nasza prowadząca Kasia Radivilova przygrywała na wszelakich instrumentach: dudy, flet, skrzypce, gęśle. Aż miło pomyśleć jakie instrumenty ma w domu na Białorusi.
Jednego razu zrobiła nam niespodziankę i uczyła Białoruskich tańców. Nie pamiętam kiedy się tak dobrze bawiłam, a przy okazji tylu rzeczy nauczyłam.
Na zakończenie warsztatów dwa spontaniczne koncerty. Jeden dla przybłąkanych dzieciaczków, drugi już z resztką uczestników na otwarcie nowej wystawy czasowej w Biskupinie. I sesja zdjęciowa dla naszych fanów w plenerze ze śpiewem na ustach ;).
Zdjęcie Pani Fotograf Joanny Witulskiej
z albumu
Wykluło się tyle pomysłów podczas trwania warsztatów, że aż głowa pęka. Pora założyć śpiewniki, żeby nam nic nie wyleciało z głowy. Śpiewać, śpiewać, śpiewać. Nauczyć się innych regionalnych piosenek. Śpiewać, śpiewać, śpiewać. Może by tak zabawy do muzyki przy ognisku? Śpiewać, śpiewać, śpiewać.
Tyle energii w jednym miejscu się dostało, że ciężko opisać. Inne pomysły nie śpiewające też chodzą po głowie, jak je zrealizuję będę pisać.
PS.
Tutaj piosenka której się nauczyliśmy "po godzinach":
Grupa Drewno - Pada deszczyk
wtorek, 22 kwietnia 2014
Finland
Miesiąc temu chcąc się gdzieś ruszyć, gdziekolwiek!, kupiłam bilety na samolot do Turku. Czemu na północ? Bo byłam strasznie ciekawa jak tam jest. Po prostu. Dwa dni gościłam u pewnego Węgra, a trzy u przesympatycznej Finki Emmi. W domach ciepło, ale na zewnątrz, wiadomo, ZIMNO (4 - 8 stopni Celcjusza w dzień, a i tak miałam szczęście, że taka ładna pogoda była !). W Turku pełno sklepików pasmanteryjnych. (porównywalnie do tych w Gdyni na ul.Świętojańskiej)Po ubiorze Finów widać że tam zagldają .Emmi robi prześliczne rzeczy na drutach z włóczki - rękawiczki, skarpetki itd. Oczywiście bez tego zaopatrzenia nie rusza się zimą z domu.
W Finlandii dużą rolę w upowszechnieniu koronki klockowej i innych sztuk użytkowych odegrał Kościół Katolicki. Rzemiosło to było szczególnie wspierane w XVIII wieku przez Towarzystwo Ekonomiczne Finladni (Economic Society of Finland). Tkaniny w kościołach początkowo zdobione złotymi i srebrnymi nićmi, zaś następnie, zastąpiono je właśnie koronką klockową. W dokumentach do końca XVII wieku określano tę robótkę jako knytning ( dziś używa się w ang. knitting - dzianie, dziewiarstwo) termin ten bezpośrednio pochodzi z języka karelskiego od słowa nytinki. O tym jakie znaczenie i cenę miały koronki może świadczyć dekret królewski o luksusowych przedmiotach z 1664 roku, który mówił, że zmarli powinni być chowani skromnie, bez złota, srebra i bez koronek. Z koronki klocowej zasłynęło w XVIII wieku miasto Rauma na zachodnim wybrzeżu. Produkty pochodzące z tego miasta były sprzedawane na terenie całego kraju. Praktycznie w każdym domu był ktoś kto zajmował się tym rzemiosłem. Lokalne wzory nazywano od ich twórczyń np. kaisastiina, reganta, sukanderska i seneooska itd. Najsłynniejsza z nich to Kaisa Frimodig (tworzyła w Szwecji i Finlandii ).
Z kolei na straganach turystycznych wszystko jest Made in Finland!
O robótkach ręcznych na południu Finlandii
Obowiązkowo chciałam iść do Luostarinmäki
Handicrafts Museum, niestety na miejscu informacja "czynne od maja". Jedyne co mam z tej wycieczki to zdjęcie zza
płotu...
Na szczęście odwiedziny w Muzeum Narodowym w Helsinkach okazały się bardziej owocne. Wejście za 6 Euro. Spędziłam tam chyba z 4 godziny. Chociaż wydaje się, że mamy łatwy dostęp do wiedzy informacje które znalazłam w muzeum ciężko jest mi aktualnie znaleźć w internecie. Dlatego chcę się podzielić tym co wiem może komuś z was się przyda. :)
Fińskie ludowe wrzeciona i przęśliki.
Koronka klockowa ( Bobbin lace)
Koronka klockowa wykonywana jest za pomocą drewnianych szpulek (klocków), pogrupowanych po cztery i przeplataniu ich. Koronka umocowana jest na poduszce na której umieszczony jest wzór.
Koronki
klockowej używano do wykończeń nakryć głowy
zwanych tykkimyssy, które miały podkreślać
dorosłość kobiety, dla odróżnienia młode dziewczyny nosiły
jedwabne wstążki ( Niestety nie dowiedziałam się dokładnie które
kobiety nosiły te czepki, wydaje mi się, że jest jest to coś
podobnego jak noszenie chust wśród zamężnych kobiet i wianków
przez panny ale są to tylko moje przypuszczenia). Tykkimyssy były
rozpowszechnione szczególnie w XVIII wieku wśród mieszczek i
kobiet chłopskich . Koronki do tych czepków były sprzedawane
głównie w Rauma w XVIII i XIX wieku na sztuki bądź na łokcie.
Koronki
wykonane w Jääski (dziś Lesogroskij), Käkisalmi (
dziś Prioziorsk), Ävräpää znane jako nyytinki były
przeznaczone do dekoracji krawędzi fartuchów, rękawiczek, chusteczek. Koronki
Keralskie pohjanyytinki były wykonywane częściowo
na podstawie projektów z XVII wieku i nowych wzorów. ( Temat
Republiki Karelii jest bardzo ciekawy i będę musiała go kiedyś
bardziej zbadać, nie mniej polecam przeczytać o niej choćby tylko
na Wikipedii).
Już
w 1597 roku Ewidencja Izby Celnej w Viipuri wspomina
przywozy koronki z Lubecki. Nyytinki były wykonane z lnu w
ściśnięte wzory, farbowane w XIX wieku najczęściej na czarny,
ciemno niebieski i brązowy kolor. W południowej Karelii do wykończeń używano techniki heden - embrodiery. ( Nie dogrzebałam się niestety na czym ta technika polega)
Koronki powstawały w różny sposób, każdy obszar miał troszkę inną technikę i tak w Rauma robiono je na poduszkach z otworem do którego były dołączone zwoje ze wzorem. Otwory były miejscem na wbicie szpilki pozwalającej zacisnąć supeł niezbędny do powstania koronki. Małe metalowe szpilki weszły w użycie w połowie XVIII wieku.W regionie Kymenlassko tradycyjnie noszono nakrycie głowy zwane tanu. Regionalne koronki były szerokie i dołączone do czepka lnianą nicią. Tutaj powstawały one bez pomocy układu dziurek na szpilki, co odbijało się na wzorach, które były robione zależnie od inwencji kobiety, która go tworzyła. Tutaj kobiety zamiast igieł wykorzystywały kręgi z okonia lub sandacza.
Koronki powstawały w różny sposób, każdy obszar miał troszkę inną technikę i tak w Rauma robiono je na poduszkach z otworem do którego były dołączone zwoje ze wzorem. Otwory były miejscem na wbicie szpilki pozwalającej zacisnąć supeł niezbędny do powstania koronki. Małe metalowe szpilki weszły w użycie w połowie XVIII wieku.W regionie Kymenlassko tradycyjnie noszono nakrycie głowy zwane tanu. Regionalne koronki były szerokie i dołączone do czepka lnianą nicią. Tutaj powstawały one bez pomocy układu dziurek na szpilki, co odbijało się na wzorach, które były robione zależnie od inwencji kobiety, która go tworzyła. Tutaj kobiety zamiast igieł wykorzystywały kręgi z okonia lub sandacza.
piątek, 13 grudnia 2013
WC KICI JUŻ W NASZYM DOMU!
Tak, tak dostałam wypłatę i zamówiłam coś co oszczędzi moje pieniążki, pracę i ułatwi zachowanie czystości w domu. W środę wieczorem zamówiłam i dziś paczka, z nakładką na wc dla kota, przyszła.
Lucjan zaakceptował nakładkę więc...
Naukę załatwiania się kota do wc ogłaszam za rozpoczętą!
Tak, tak dostałam wypłatę i zamówiłam coś co oszczędzi moje pieniążki, pracę i ułatwi zachowanie czystości w domu. W środę wieczorem zamówiłam i dziś paczka, z nakładką na wc dla kota, przyszła.
Lucjan zaakceptował nakładkę więc...
Naukę załatwiania się kota do wc ogłaszam za rozpoczętą!
sobota, 7 grudnia 2013
Mikołajki
***
Jak dla mnie najważniejsze święto w roku. Od kilku lat, czy chcę, czy nie chcę, ten dzień jakoś magicznie mija.Do wstania, do pracy, zmotywował mnie pierwszy w tym roku śnieg za oknem...
A po robocie nic tylko zanurzyć się w szyciu. Cały wieczór spędziłam w kuchni na
blacie-parapecie ze wszystkim co niezbędne do szczęścia. Miód, Lucjan,
śnieg za oknem, czekolada i kakao i wesoła współlokatorka.
Ahh i igła z nitką niezbędne!
Do tego dobry aparat !!!!!!!( nie, nie mój)
Do tego dobry aparat !!!!!!!( nie, nie mój)
Mikołajkowe reniferki
A na zapleczu wygląda to tak:
Pracuję w lekkim chaosie dobierając materiały... I musiałam
kilka razy wycinać niektóre elementy rękawiczek. Do tego miałam problemy
z doszyciem poroża reniferów. I na razie nie mam jak kupić zwykłych nożyczek, to używam fryzjerskich. x) W szyciu jeszcze obowiązkowo pomaga mi kot siadając na kolanach...
pRacoWnia
Subskrybuj:
Posty (Atom)